08 stycznia, 2014

Rozdział #002


** Oczami Martiny **

- Ja otworzę. - zawołała z kuchni Lodovica

- Hmmm... mam nadzieję, że nie rozniosą domu Mechi. - pomyślałam. - Albo będzie tak jak za ostatnim razem - uśmiechnęłam się. Po ostatniej imprezie u Mercedes ranking strat w jej domu był ogromny... Dużo rozbitych szyb, lamp i luster, a do tego wiele innych uszkodzeń. Jednak Mechi nie miała żadnego przypału. Ludzie z Elity mają zazwyczaj bogatych lub sławnych rodziców, więc takie poimprezowe straty są dla nich niczym.

- Tini? Tini wyłaź już z tej łazienki! Goście przyszli, a ty ciągle tam siedzisz! - zawołała mnie Mechi
- Już, już Księżniczko - zaśmiałam się. - Przecież musimy pięknie wyglądać na twojej imprezie, co nie?
- No oczywiście, ale chciałabym cię poprosić, żebyś poszła zapodać jakąś muzykę, bo DJ jeszcze nie przyjechał. Jak zwykle się spóźnia... - westchnęła Mech
- Nie martw się, już idę coś włączyć. - roześmiałam się i odeszłam

- Jeej... Ci ludzie są bardzo punktualni. Czas imprezy zaczął się jakieś 10 minut temu, a jest ich już jakaś setka. Ciekawe, ilu ich jeszcze dołączy - pomyślałam wybierając płyty.

- Ta powinna być okej. Ten kawałek wszystkich porywa do tańca - szepnęłam i włączyłam głośniki. - Ludzie! Zabawę czas zacząć!! - wykrzyknęłam i zobaczyłam entuzjazm ludzi. - Alkohol lub inne napoje macie w holu, tak samo i przekąski. - oznajmiłam i poszłam szukać dziewczyn.

- Tini! Chodź tutaj, muszę ci kogoś przedstawić. - zawołała mnie Lodo, a obok niej stała Mercedes i grupka ludzi z naszej Elity.
- O, siemanko Katie, Avril, Thomas. Emmm... A ciebie chyba nie znam? - zdziwiłam się, bo ja znam wszystkich z naszej E.
- Tak, tak. Właśnie zaczął chodzić do naszej szkoły. Nazywa się Jorge. Jorge Blanco - sprostowała Lodovica.
- Tsaa... Cześć Jorge - uśmiechnęłam się
- No... Cześć Martina - lekko zapeszył się " Nowy "
- Hahah, dobra. Dosyć uprzejmości, ja idę tańczyć. - odparłam i poszłam.

** Jakiś czas później **

- Ehhh... Mam dość... Już kilka godzin tańczę w 15 centymetrowych szpilkach - sapnęłam - Idę na zewnątrz.
- Idź, idź - zawołała Av - Zaraz do ciebie dołączę.

Przechodząc przez korytarz widziałam wiele ludzi na parkiecie i przy barze, gdzie podawano drinki i przekąski. Sama wzięłam napój niskoprocentowy, ciastko i wyszłam z rezydencji. Było strasznie ciemno, więc włączyłam światła i poszłam w głąb ogrodu.
Dojrzałam już moje ulubione miejsce - niewielką górkę z tarasem, z którego był świetny widok na roztaczające się za posesją jezioro. Praktycznie nikt tu nie przychodził. O tym miejscu wiemy tylko ja, Mercedes i Lodovica. Kiedyś przyszedł tu Thomas, jednak nie spodobało mu się tutaj. On jest duszą towarzystwa, tym który uwielbia ruch i nie cierpi siedzieć dłużej niż 10 minut w jednym miejscu. Nie zachwycił się tą dzikością jeziora, jego szeptami...

Dochodząc na miejsce podeszłam do prawego boku schodków i obluzowałam od nich deskę. Wyciągnęłam ze schowka mój skarb - gitarę, na której w moim wieku grała moja mama. Upewniwszy się, że deski są na swoim miejscu, weszłam na podest i podchodząc do ławki stojącej prawie przy samej barierce tarasu usiadłam na niej. Postanowiłam zagrać moją ulubioną piosenkę, która pasowała także do tej okazji - była wolna, tylko moja... Wyrażała tęsknotę i ból.
Strojąc gitarę myślałam o tym co się dzieje w moim życiu. O tym, że wszystko się zmienia, ale jezioro wciąż jest takie same...

Zaczęłam grać. Pierwsze tony muzyki popłynęły miękko po strunach. Zza okien willi leniwie wypływała elektroniczna muzyka, jednak to mi nie przeszkadzało. Pomyślałam, że właśnie nadarzyła się okazja, by przez chwilę pośpiewać w samotności, a taka chwila nie zdarza się za często. Zanuciłam:


Tanto tiempo caminando junto a ti 
Aun recuerdo el día en que te conocí
El amor en mi nació tu sonrisa me enseno
Tras las nubes siempre va a estar el sol

Te confieso que sin ti no se seguir.
Luz en el camino tu eres para mi.
Desde que mi alma te vio.
Tu dulzura me envolvió.

Si estoy contigo se detiene el reloj.
**Nuestro Camino**

-Jeżeli śmiem powiedzieć, że to było piękne, to co mi odpowiesz? - usłyszałam czyjś szept i poczułam gęsią skórkę na skórze. - Jeżeli powiem, że ta piosenka jest piękna, to czy mogłabyś zaśpiewać mi jeszcze raz?
- Niee. Nie sądzę. Ta piosenka jest... bardzo dla mnie szczególna. Nie chciałabym jej śpiewać tutaj. Ona nie jest stworzona do śpiewania w towarzystwie.
- Jednak ją tu śpiewasz. Ale powiem ci jedno. Ta piosenka... Jest wspaniała. A takie należy zaśpiewać. By poszły dalej. Nie myślalaś kiedyś o tym?
- Nie. Zaśpiewałam ją prosto z serca. Nie mam zamiaru, by ktoś potem... Zbezcześcił ją.
- Rozumiem cię. Sam śpiewam. - oznajmił.
- Miło. Może już wracajmy do środka? Zimno mi... - szepnęłam. - Jorge?
- Tak? - zapytał mnie.
- Nie mów nikomu...
- O czym?
- O... o piosence, o mnie... O tym co zdarzyło się tutaj...
- Dobrze - uśmiechnął się Jorge. - Wracajmy już. Dziewczyny pewnie się martwią.
- Jasne - podał mi dłoń, a ja ją ujęłam. Był taki ciepły...

** Oczami Jorge **

Po odprowadzeniu Martiny powrotem do środka postanowiłem się przejść. Takie imprezy nie są dla mnie, więc szybko się zmyłem i poszedłem przez las do mojego domku. 

Jednak... Coś jest nie tak...

C.D.N...

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 Hej! Witam was już w drugim rozdziale Fanfiction o Martinie ;)
Dzisiaj rozdział był trochę dłuższy, mam nadzieję, że się wam spodobał.

Zapraszam do komentowania i udostępniania znajomym. Liczymy na was!

† Shiroo-Chan †

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz